piątek, 12 września 2014

Z cyklu: "Jestę tłumaczę"

(Przepraszam za jakość, czasami wydaje mi się, że umiem szkicować.)

Mogłabym w tym miejscu ponarzekać, jaki to żywot tłumacza jest ciężki i niewdzięczny, bo deadline'y i brak zrozumienia i "kiedy wreszcie pójdziesz na kurs dla księgowych"... Ale po spędzeniu prawie trzech dni cięgiem nad tekstami do katalogu festiwalowego zwyczajnie mi się nie chce.

Dlatego zaznaczę tylko, że przy tekstach reklamowych znękanemu tłumaczowi polewa się z zupełnie innych przyczyn. W pozostałych przypadkach po prostu oliwimy tak napęd kreatywny (zgodnie z maksymą Hemingwaya: "Pisz po pijaku, poprawiaj na trzeźwo").

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz